fbpx

Od schyłku lat 70. XIX wieku sztuka, przede wszystkim literatura, baczniej przyglądała się kobietom. Emil Zola, Thomas Hardy, Bolesław Prus uczynili kobiety głównymi bohaterkami swoich głośnych powieści. Życie społeczne i nauka podążały jednak w przeciwnych kierunkach – pisała Magdalena Gawin w książce „Bilet do nowoczesności”.

Przypomnijmy sobie scenę z Anny Kareniny Lwa Tołstoja. Do słabowitej Kitty Szczerbackiej, poddanej nieskutecznej kuracji tranem i lapisem, rodzina wzywa lekarza, wschodzącą gwiazdę rosyjskiej medycyny. Wezwany medyk wyrzuca wszystkich z pokoju, bez ceregieli przystępuje do badania chorej, pouczając ją jednocześnie, że wstydliwość wobec lekarza jest przeżytkiem i obraża go osobiście. Nie ulega wątpliwości, że ten nowy gatunek lekarzy nie przypadł Tołstojowi do gustu. Podkreśla on bowiem nienaturalność całej sytuacji, w której nauka uzyskuje status wyższy od obyczaju, a przez to prawo do jego brutalnego łamania. Tołstoj, bystry obserwator, bezbłędnie wychwycił jaskrawą sprzeczność wieku „kolei, elektryczności i postępu”, obyczajowy rygoryzm i bezwstyd medycyny, która właśnie „odkryła” kobiety[1].

Od schyłku lat 70. XIX wieku sztuka, przede wszystkim literatura, baczniej przyglądała się kobietom. Emil Zola, Thomas Hardy, Bolesław Prus uczynili kobiety głównymi bohaterkami swoich głośnych powieści. Zmiana sposobu postrzegania kobiet manifestowała się równie mocno w nauce. Psychiatria, neurologia, seksuologia, nawet Lambrozjańska antropologia skierowały uwagę na kobiety. Życie społeczne i nauka podążały jednak w przeciwnych kierunkach. Tendencje emancypacyjne stopniowo niwelowały różnice między płciami , natomiast badania naukowe – przeciwnie, wzmacniały je. Od lat 90. XIX wieku czasopisma medyczne poświęcały coraz więcej miejsca zagadnieniom z anatomii, fizjologii i psychologii kobiet. Nie opisywały już prostych faz życia kobiet, rytmu dojrzewania, okresu ciąży, porodu i połogu, ale różne stany fizjologiczne, jak menstruację, i świeżo odkryte kobiece schorzenie – groźną blednicę.

Pulchna znaczy zdrowa

Dla lekarzy domowych okres od lat 80. XIX wieku do pierwszych strzałów w Sarajewie mijał pod zdecydowaną dominacją blednicy, jak nazywano różne objawy niedokrwistości u kobiet. Blednicę rozpoznawano po potliwości rąk, senności i spadku wagi. Najczęściej chorowały na nią dojrzewające panienki, stąd zwano ją nawet „chorobą podlotków”.

Na otyłość patrzono inaczej niż teraz. Zwroty „dobrze wyglądać”, „poprawić się” oznaczały pożądany stan przytycia.

Leczenie polegało na leżeniu i pochłanianiu wielkich ilości kalorycznych posiłków. Zofia Ordyńska (1882–1972) wspominała, że dr Stanisław Pareński, teść Tadeusza Boya-Żeleńskiego, jeden z najbardziej wziętych lekarzy domowych, a jednocześnie autorytet w wyciąganiu podlotków z blednicy, przepisywał swoim pacjentkom następującą dietę: na śniadanie dwie bułki z masłem, jajko na miękko i kakao; na drugie śniadanie befsztyk po angielsku z kaszą perłową, suto okraszoną tłuszczem plus surówka z kiszonej kapusty z cukrem i oliwą. Do tego pół butelki porteru (sic!). Na deser legumina. Potem obfity podwieczorek i kolacja, jabłka z dziurami od żelaznych gwoździ, smarowane nalewką spirytusową na młodych pędach sosnowych i kilka łyżek żelaza[2]. W zakresie diety lekarze z warszawskiego „Zdrowia”, najpopularniejszego czasopisma medyczno-społecznego, byli zgodni z sugestiami Pareńskiego. Zalecali spożywanie dużej ilości pieczonego (nie smażonego) mięsa: befsztyków, rostbefów, pieczeni z rożna, baraniny, przy jednoczesnym ograniczeniu owoców i warzyw (które dopuszczano jedynie w małych ilościach jako dodatki do mięs), całkowitym wyeliminowaniu sałaty, kwaśnych przypraw i dresingów, co miało gwarantować pozytywny przebieg kuracji. Z napojów radzono pić gorącą czekoladę i mleko, unikać zaś herbaty i kawy. Leżenie mogło być przerywane nieforsownym spacerem, po którym poddająca się kuracji dziewczyna musiała wracać do łóżka. I tak przez cały miesiąc, aż do całkowitego ozdrowienia.

źródło
teologia polityczna